Wydarzenia
24-07-2017

Spotkanie autorskie z Szymonem J. Wróblem

 

 

Spotkanie autorskie z cyklu Rozmowy Kulturalne

z Szymonem J. Wróblem

dziennikarzem, scenarzystą, reżyserem,, producentem filmów dokumentalnych

autorem książki Jego Oczami

 

27 czerwca gościliśmy w Sołtysówce w Rajczy Szymona J. Wrobla. To kolejne spotkanie w ramach cyklu Rozmowy Kulturalne.

Z Szymonem J. Wróblem, słynnym Góralem pochodzącym z Jeleśni koło Żywca rozmawialiśmy o jego dotychczasowym dorobku filmowym, książce traktującej o życiu księdza profesora J. Tischnera, będącej podsumowaniem projektu dokumentalnego Jego Oczami oraz o kulturze w szeroko pojętych ramach działania. Zapraszamy do lektury relacji z tego spotkania oraz obejrzenia zdjęć, autorstwa Pana Z. Kopeć.

 

W tym filmie nie ma polityki rozmowa z Szymonem J. Wróblem

 27 czerwca w Sołtysówce w Rajczy odbyło się kolejne spotkanie z cyklu Rozmowy Kulturalne. Tym razem gościliśmy znanego dziennikarza, scenarzystę, reżysera, producenta, autora książki Jego Oczami (Wydawnictwo M, 2014) – Szymona J. Wróbla.    

Słynny Góral pochodzący z Jeleśni od maja bieżącego roku pracuje nad kolejnym, trzecim już niezależnym filmem dokumentalnym Ojciec, czyli o Pieronku. W poniedziałek, 26 czerwca ekipa filmowa pracowała w Warszawie i w Krakowie. Już wiemy że jednymi z bohaterów filmu będą J. Owsiak, ks. A. Boniecki i M. Zając. Postępy przy obrazie opowiadającym o pochodzącym z Radziechów bp. Tadeuszu Pieronku oraz o jego ojcu Władysławie  można śledzić na facebooku, gdzie na bieżąco Szymon aktualizuje postępy na planie zdjęciowym.

Dwa poprzednie dokumenty to film Jego Oczami (2012 rok) – traktujący o życiu ks. prof. Tischnera oraz Z domu… (2016 rok) przybliżający historię "Aktion Saybusch". Szymon robi filmy, które mają zachęcać do dyskusji, prowokować dialog.  To niewątpliwie cecha wyróżniająca podejście młodego reżysera do ulubionej formy tego rodzaju ekspresji filmowej.  Sam podkreśla w rozmowie, że najważniejsze w kinie są emocje i umiejętność żonglowania nimi. Film ma być emocjonujący a nie powodować znudzenie fabułą.

Szymonie… łowisz ryby? Takie pytanie bonusowe,  dziś obchodzony jest Światowy Dzień Rybołówstwa...

Tak, kiedyś łowiłem ryby, pstrągi. Teraz już nie. Nie mam czasu, ale chętnie bym do tego wrócił, gdyby ktoś chciał mnie namówić.

Dzisiejsze spotkanie wypadło między dwoma ważnymi rocznicami, ponieważ 26 czerwca 1955 roku ks. prof. J. Tischner przyjmował święcenia kapłańskie w katedrze wawelskiej, a jutro z kolei mija 17 rocznica śmierci  ks. prof. Tischnera. Tradycyjnie w Parafii Przenajświętszej Trójcy w Łopusznej w niedzielę, 25 czerwca zostały uroczyście złożone kwiaty na grobie ks. profesora i odprawiona została msza święta. Kiedy ustalałyśmy z Sylwią termin spotkania autorskiego umknęły mi znaczenia tych dat. Dziś mam wrażenie, że duch ks. prof. Tischnera maczał w tym palce J Czy ty też miałeś takie wrażenie podczas realizacji filmu Jego Oczami?

Myślę, że wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak to wszystko się potoczy. Wczoraj mieliśmy kolejny dzień zdjęciowy do nowego filmu i kręciliśmy materiał z ks. A. Bonieckim, który przed nagraniem podszedł do mnie i powiedział, że musi dobrze wypaść w nim, ponieważ ten poprzedni (ks. A. Boniecki występował w filmie Jego Oczami) cały czas żyje wśród ludzi. To nadal jest widoczne w czasie spotkań około projekcyjnych, kiedy widzowie dzielą się wrażeniami i wspominają ks. prof. Tischnera. Od premiery minęły cztery lata (22.03.2012) a film cały czas funkcjonuje i myślę, że zdecydowanie tego ducha można odczuć. Powstała masa przyjaźni, które utrzymują się do dziś, np. z Panem M. Gromadą czy K. Tischnerem, z którym cały czas jesteśmy w kontakcie. Jest to na pewno coś, co jest kierowane z góry i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.

Jak to jest ze scenariuszem filmowym? W książce ,,Jego Oczami” piszesz, że zdjęcia kręcone w Wyższej Szkole Europejskiej im. Ks. Tischnera ostatecznie nie weszły do filmu…

Tak to jest z dokumentami. Wczoraj mieliśmy taką sytuację. Nie wiedzieliśmy gdzie będziemy kręcić zdjęcia z ks. Adamem. Jedyne miejsce w klasztorze gdzie mogliśmy to zrobić, to była rozmównica, miejsce dwa na dwa metry i moja ekipa miała spory problem. Ludzie pracujący przy dokumentach zdają sobie sprawę, że de facto scenariusz pisze życie. Pracujemy z osobami, które nie są aktorami i w tym przypadku nie ma żadnych sztywnych ram. My chcemy opowiedzieć jakąś historię i scenariusz układamy na etapie montażu. Nigdy do końca nie wiemy jak to wszystko się potoczy. Gdyby zdjęcia z ks. M. Zoniem opóźniły się o pół roku podczas nagrywania Jego Oczami to tego materiału byśmy nie mieli, bo jak wiadomo ks. Mieczysław zmarł (27. 03. 2014 rok). Tutaj główną rolę odgrywa też czas. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć.

Przełamałeś kanon dokumentu, ponieważ film powstał bez archiwalnych zdjęć…

Chcieliśmy pokazać, że pomimo tego, iż nasz bohater nie żyje (28.06.2000) to jednak cały czas funkcjonuje w świadomości żyjących. To było dla nas ważne. Pokazanie pewnego rodzaju entuzjazmu ludzi, którym Tischner pomógł, którzy zarażają tą ideą kolejne pokolenia, którzy się spotykają. Myślę, że sam Tischner nie zdawał sobie sprawy z tego ile zrobił dla drugiego człowieka, dla góralszczyzny, której był najlepszym ambasadorem. Historia Filozofii po góralsku (Wydawnictwo znak, 2008) to jest coś fantastycznego. Tutaj była konieczność pokazania Tischnera bez archiwalnych zdjęć, których ludzie już widzieli mnóstwo, które są dostępne na YT. Nie chcieliśmy tego powielać. Mogliśmy pojechać do Telewizji Polskiej, kupić materiały za parędziesiąt tysięcy, zmontować film w dwa tygodnie i powiedzieć, że jest nasz. Ale to nie byłby NASZ film. Chcieliśmy pokazać go oczami młodych ludzi, którzy go osobiście nie znali, których zafascynował tym jakim był człowiekiem. Myślę, że to się nam udało.

Wstęp książki Jego Oczami kończysz – Z góralskim pozdrowieniem. Hej!  W wywiadach kładziesz nacisk na folklor, tradycję, przywiązanie do góralszczyzny. To ona jest siłą sprawczą działań? Motorem napędzającym w życiu?

Przede wszystkim myślę, że dla niego była. Czerpał z niej dużo energii, która się chociażby przejawiała w tekstach pisanych do Tygodnika Powszechnego. J. Pilch napisał świetny felieton zaraz po jego śmierci, który się ukazał w Tygodniku Polityka. Próbował zrozumieć czemu Tischner pisze teksty w Bacówce, a nie w redakcji gdzie ma lepsze warunki ku temu itd. Dopiero kiedy ks. prof. zrobił wycieczkę do Łopusznej, kiedy zobaczyli krajobrazy, wtedy  zrozumiał o co w tym tak naprawdę chodzi. Jest coś magicznego w kulturze, w której mamy szczęście funkcjonować. Powinniśmy się tym szczycić, mówić o niej głośno. Kiedyś to było passe, teraz znów staje się modne, wracamy do swoich korzeni i to jest piękne.

Jesteś dziennikarzem. Siedem lat związany byłeś z krakowskim Dziennikiem Polskim, piszesz felietony. Czasem stajesz za kamerą.  Z jednej strony słowo, z drugiej obraz. Obydwie dziedziny uprawiasz konsekwentnie i z dobrym skutkiem, stąd moje pytanie – który przekaz jest ci bliższy? 

Jedno i drugie służy do opowiadania historii i do poznawania nowych ludzi. Ciężko powiedzieć co jest mi bliższe. Obydwa są dla mnie ważne. Bardzo się cieszę, że mogłem pracować w Dzienniku Polskim. Moim szefem był M. Baran, krakowski poeta i dziennikarz, oraz R. Stanowski, świetni ludzie. Najpierw trafiłem do dodatku Student, potem zaczęliśmy robić jeden z największych w Polsce dodatków kulturalnych Magnes, który do tej pory funkcjonuje tylko w innej formie. Ten dokument powstał z przypadku, jakiejś energii która nami kierowała, bo dziś nie wiem czy bym się drugi raz porwał na zrobienie tego filmu. Wiązało się to z olbrzymimi kosztami i ryzykiem, ale cieszę się, że powstał.

Pretekstem do naszego pierwszego i myślę, że nie ostatniego spotkania jest książka Jego Oczami. Ale nim porozmawiamy o niej, musimy zrobić dwa kroki w tył, ponieważ książka jest konsekwencją filmu o jednym z najsłynniejszych górali z Łopusznej. Ale to jest jeden krok, bo ta miłość nie była uczuciem od pierwszego wejrzenia, ona rodziła się stopniowo, a początek to  pani prof. Katarzyna Pokorna-Ignatowicz, ociągający się student i praca magisterska…

Zdecydowanie tak. Pisałem pracę magisterską o Tygodniku Powszechnym i ks. A. Bonieckim, którego poznałem w 2003 roku w Żywieckim Klubie Śrubka. Zacząłem interesować się tą postacią, dlaczego tu przyjeżdża itd. Później mieliśmy okazję spotykać się w Krakowie, wtedy stwierdziłem, że fajnie byłoby zgłębić zarówno postać ks. Adama jak i Tygodnik Powszechny, który powołał do życia kardynał Sapieha. Pani prof. Katarzyna która specjalizuje się w mediach katolickich i jest bardzo otwarta osobą zaaprobowała temat. Poszedłem do ks. Adama, który jak usłyszał o czym chce pisać, to dotknął mojego czoła i zapytał czy mam temperaturę J Ale zgodził się na to by poświęcić mi trochę czasu na rozmowę. Wtedy Tygodnik Powszechny zdigitalizował wszystkie numery więc na twardym dysku miałem dostęp do każdego z nich. Miałem szansę dotrzeć do tekstów Tischnera oraz młodego Karola Wojtyły.

Jesteś świeżo po zdjęciach kręconych w Warszawie i w Krakowie, zanim zacząłeś kręcić własne filmy miałeś okazję pracować na planie Dzień Oszusta (reż. Bartosz Warwas), Losy Goetzów (reż. Andrzej Celiński), Bracia (reż. Szymona Jakubowski). Czy jest coś co cię jeszcze zaskakuje w tej pracy?

Cały czas jestem zaskakiwany i to jest w tym najfajniejsze. Chociażby decyzje personalne, które pozwalają lub nie kontynuować film.

Prace nad filmem trwały 14 dni. Czas zdjęciowy został wydłużony o 5 dni, była to tzw.  ,,dogrywka” (14.10. 2012 – 14.02 2013 roku). 22 marca odbyła się premiera w Kinie Janosik w Żywcu. W książce opisujesz tych 14 dni, wprowadzasz czytelnika za kulisy. To jest pewnego rodzaju roller-coaster po którym mam jedną myśl – jakim cudem powstał ten film?

Myślę, że jak człowiek nie ma świadomości jak to może wyglądać to też inaczej do tego podchodzi. Myśmy po prostu wielu rzeczy nie byli świadomi. Dla mnie jest to zbiór przygód, a głównym celem książki było też to żeby ludziom w naszym wieku lub młodszym pokazać, żeby nie zrażać się opiniami, że czegoś nie da się zrobić. Liczy się impuls do działania. Teraz jest taka machina by młodym ludziom mówić, że nic im się nie uda a najlepiej to po przedszkolu spakować się i wyjechać. A tak nie jest. Trzeba działać, próbować, nie zrażać się i szukać pozytywnych wzorców, których niestety jest coraz mniej ale są. Więc taki był cel napisania tej książki. I taki też dostajemy odzew. Poza tym chcieliśmy tą książką dotrzeć do ludzi, którzy mówią że Tischner jest dla nich za trudny a to nieprawda. Przykładem jest Kapelusz na wodzie. Gawędy o Księdzu Tischnerze. Zwłaszcza młodzi ludzie podchodzą sceptycznie. Może ktoś w liceum, gimnazjum  weźmie do ręki książkę, przeczyta ją jako przygody grupy ludzi, którzy coś takiego zrobili, a potem ten Tischner utkwi im w głowie i sięgnie po teksty Tischnera, po jakiś drogowskaz, który będzie mu potrzebny. Kiedyś W. Bereś powiedział, że Tischner to jest taki zbiór drogowskazów w zależności od tego czego potrzebujemy. Poza tym  wywiad M. Barańskiego z ks. prof. Tischnerem z 1990 roku nagrany na taśmie magnetofonowej, nigdy dotąd nie publikowany w całości, który musiał ujrzeć światło dziennie, co do tego nie mam najmniejszej wątpliwości. Ten wywiad jest ważnym punktem książki. Ostatnio przez przypadek znalazłem tekst kazania ks. prof. z pogrzebu K. Kieślowskiego. Nawet Pan Kazimierz zapomniał, że brat wygłosił wtedy kazanie. Gdybym dzisiaj miał taką możliwość, to jeszcze ten tekst bym dołączył do książki.

Rzuciłeś młodym ludziom rękawicę, pokazujesz im że chcieć to móc, film zostaje wyświetlony w kinie ARS…

W ARS-ie był wyświetlany przez miesiąc i pod koniec roku znalazł się w ósemce najchętniej oglądanych filmów w Krakowie co powoduje, że faktycznie taka nieduża produkcja w porównaniu z tym co wówczas było wyświetlane w kinie to robiło bardzo duże wrażenie na mnie samym i pokazało,  że projekt na jakimś etapie nas przerósł. Wtedy też na pokazie pojawił się bp T. Pieronek jako jeden z jego bohaterów.

Na czym twoim zdaniem polega fenomen ks. prof. Tischnera? Pan Kazimierz, brat powiedział ,,im dłużej go nie ma, tym jest go więcej”  …

Tych wątków jest bardzo dużo. Myślę, że jednym z nich jest znalezienie wspólnego języka z każdym. On to potrafił. O trudnych sprawach potrafił mówić prostym językiem. Poza tym dowcip Tischnera, niektórzy znają go tylko z żartów, ale nawet jeżeli tak jest, to nie ma sensu tego rozstrzygać. Prędzej czy później i tak sięgnie on  po jego teksty by sprawdzić  co miał do powiedzenia. Ta postać jest tak wielowątkowa, że można by o tym fenomenie i dlaczego stało się tak,  a nie inaczej  długo rozmawiać.

Książkę dedykujesz ks. M. Zoniowi, który nie doczekał publikacji…

Tak. On był wtedy już bardzo schorowany kiedy do niego przyjechaliśmy, męczyliśmy go trochę  pytaniami bo właściwie to była jedyna osoba, która mogła pamiętać ks. prof. Tischnera z czasów licealnych. Też nie chcieliśmy przekraczać tej granicy, gdzie zdrowie nie pozwala na dłuższe rozmowy. Widzieliśmy, że się męczy, denerwuje itd. To była ważna rozmowa, rozmowy o taternictwie, wątki miłosne Tischnera, było humorystycznie. To barwna postać.

Przejechaliście z filmem wzdłuż i wszerz kraj, promowaliście go za granicą (Litwa, Turcja, Rosja)…

To była jedna wielka wędrówka która trwa do dzisiaj, bo cały czas jeszcze z nim jeździmy. W tym filmie nie ma kompletnie polityki a moglibyśmy tutaj sporo wątków wmieszać jak Radio Maryja, Ojca Rydzyka, który chciał wybaczać grzechy Tischnerowi na łożu śmierci, a tego nie zrobiliśmy bo nie oto w tym filmie chodziło. Ogólny wydźwięk był bardzo pozytywny, chociaż pojawiały się komentarze krytyczne. Ten film ma służyć spokojnej konwersacji, nawet gdy mamy sprzeczne poglądy, to ważne są argumenty a nie na negatywne emocje. W tym filmie po raz pierwszy pojawił się ks. Adam który miał zakaz wystąpień  ale obeszliśmy to w ten sposób, że film to nie jest medium lecz forma sztuki więc udało się mu wystąpić.

Kultura powinna łączyć a nie dzielić, mówisz w jednym z wywiadów…

Tak. Niektórzy nawet nie chcą dyskutować. My  chcemy się spotkać, opowiedzieć dlaczego to robimy. Traktujemy każdego jak partnera do rozmowy. Poruszamy też kwestię Kościoła Otwartego, który jest zmarginalizowany moim zdaniem. Wielu księży zastanawia się dlaczego ma pustki w kościołach.. Ja u Dominikanów w Krakowie nigdy nie widzę pustego kościoła, wręcz przeciwnie. Są tam tłumy młodych więc to powinno wielu dać do myślenia. Jest świetne kazanie bp Rysia z 2015 lub 2016 roku na święcenia Dominikanów, on  wyraźnie mówi, że trzeba wyjść do tych, którzy są poza kościołem bo inaczej zostanie wam 10 procent tego co macie. Jeżeli nie będziecie pomnażać to tych ludzi nie będzie. To o czym ks. Tischner już dawno mówił, ten ksiądz na manowcach poszukujący zagubionych ludzi, którzy są gdzieś na granicy. Ci ludzie są na wagę złota i ja to dziś widzę u bp Rysia a Tischner był prekursorem. Nie bez powodu o bp Rysiu mówi się ,,mały Tischner” w Krakowie. Jestem święcie przekonany, że gdyby Tischner żył dziś korzystałby z fb i innych mediów społecznościowych.  W Poznaniu spotkaliśmy chłopaka, który pisał doktorat na temat Tischnera w mediach.  Ja tą pracę doktorską mam. Konkluzja luźnej rozmowy z nim była taka, że na jakimś etapie Tischnera pytano o wszystko nawet o pogodę. Jedyny ksiądz, który pojawił się w jednym z odcinków Ulicy Sezamkowej, gdzie rozmawia z owieczką Dolly, zresztą bardzo mądrze. Zarzucano mu cynizm. A on po prostu wychodził do ludzi. I dziś robiłby to samo.

Tekst – Klaudia Wiercigroch-Woźniak

Zdjęcia - Zbigniew Kopeć

 

 

 

         

         Zdj. Z. Kopeć                                     

« powrót do listy

Copyright © Towarzystwo Miłośników Ziemi Żywieckiej.

projekt i wykonanie